18 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy.

-Będziemy się bawić do białego rana!- krzyknęła Mercey Wifey, przekrzykując głośną muzykę w limuzynie, którą właśnie jechała. Obok niej siedział jej chłopak Brandon, wysoki brunet z brązowymi oczami. Był dobrze zbudowany dzięki codziennym treningom w drużynie koszykarskiej, której był kapitanem. Na słowa dziewczyny tylko się uśmiechnął i pocałował jej policzek.
Mercey wraz z osobą towarzyszącą, którą właśnie był Brandon, została zaproszona na imprezę charytatywną, gdzie miała pokazać się jako debiutująca modelka. Wiedziała, że pewnie nie dostałaby zaproszenia, gdyby nie postarał się o to jej przyjaciel- Justin Bieber.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy luksusowym pojazdem, w końcu dotarli na miejsce. Nie była to mała impreza, zaproszone były na nią wielkie gwiazdy, a tabloidy od miesięcy o niej trąbiły. Ten dzień był szczególnie ważny dla Mercey, dziś mnóstwo ważnych w świecie modelingu i nie tylko, osób miało się o niej dowiedzieć.
Drzwi limuzyny zostały otwarte przez wynajętego szofera, pierwszy z pojazdu wyszedł Brandon, który podał ukochanej rękę i pomógł jej wyjść. Rozbłysły się światła fleszy. Mnóstwo paparazzich skupiło się przy Mercey, a ta z wielkim uśmiechem pozowała im do zdjęć. Musiała pokazać, że nie boi się fleszy, paparazzi i innych tego typu rzeczy, czyhających na nią w drodze na szczyt.
Para powoli weszła do ogromnego budynku mieszczącego się w centrum Los Angeles. Po drodze mijali wielu celebrytów, którzy jednak nie byli nimi tak zainteresowani, jak im się wydawało, że będą. Jednak Mercey nie przejęła się tym zbytnio, czekała na to, aż pojawi się jej ulubieniec- Justin.

~*~
Nagle Mercey poczuła ostry ból w skroniach. Głowa pękała jej od mocnego uderzenia. Świat wirował jej przed oczami. Nie wiedziała jak tu się znalazła i co się stało. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła, że znajduje się w samochodzie, jednak go nie rozpoznała.
-Mercey? Wszystko w porządku?- dziewczyna odwróciła głowę w stronę, z której dobiegał głos. Justin. Ale...Co on tu robi?
-Co się stało?-spytała Mercey, trzymając się za głowę, masowała palcami skronie, by chodź trochę zmniejszyć ból.
-Pomogę ci wyjść, nie ruszaj się.- Justin otworzył drzwi doszczętnie zniszczonego Ferrari i próbował z niego wyjść. Kiedy ruszył prawą nogą przeszedł go ostry ból. Noga była czymś przygnieciona i nie mógł jej wyciągnąć. Do jego nozdrzy doszedł zapach krwi, prawdopodobnie sączącej się z rany na jego nodze.
Po kilku próbach wyciągnięcia zmiażdżonej kończyny, w końcu udało mu się wydostać z samochodu. Powlekł się na drugą stronę, do drzwi pasażera i mocnym szarpnięciem otworzył je.
Mercey z lekko otwartymi oczami leżała bezwładnie na siedzeniu. Miała rozciętą wargę i łuk brwiowy, z nosa leciała jej krew.
Na jej nieszczęście poduszka powietrzna nie zadziałała i przy mocnym uderzeniu samochodu o drzewo, dziewczyna poleciała na maskę, przez co prawdopodobnie miała złamany nos. Rany na jej twarzy spowodowała rozbita przednia szyba.
Justin powoli otrzepał jej ubranie ze szkła, odpiął pas bezpieczeństwa, który ani trochę nie uchronił ciała dziewczyny w wypadku. Pod jej kolana wsunął jedną rękę, drugą położył na jej plecach i powoli wyciągnął ją ze zniszczonego samochodu. Ciężko było mu się poruszać ze zranioną nogą, ale zacisnął mocno zęby i przeniósł Mercey na bezpieczną odległość, na wypadek gdyby samochód miał wybuchnąć.
-Gdzie ja jestem?- Mercey spytała słabo. Odzyskała na chwilę przytomność, kiedy Justin ułożył ją na trawie. Odgarnął zlepione krwią włosy z jej twarzy i delikatnie musnął jej usta.
-Wszystko będzie dobrze...-powiedział i oparł jej głowę na swojej klatce piersiowej. Dziewczyna wtuliła się w niego, jednak po chwili podniosła lekko swoje słabe ciało i przywarła do ust Justina. Całowała go namiętnie, a ten odwzajemniał czule jej pocałunki.
W oddali słychać było już nadjeżdżające wozy strażackie, policję i karetkę. Kiedy tylko Justin się ocknął, od razu sięgnął po swój telefon i zawiadomił odpowiednie służby.
Mercey ostatni raz musnęła usta Justina i znów oparła głowę na jego piersi. W głowie przemknął jej pocałunek, którym kilka sekund wcześniej obdarzyła usta Justina. Dlaczego to zrobiła? Przecież miała kochającego chłopaka. Gdzie jest Brandon? Dlaczego jest tutaj z Justinem i właściwie co takiego się stało? W jej głowie kłębiło się mnóstwo takich pytań. Na żadne z nich nie znała odpowiedzi. Po raz kolejny tego wieczoru zemdlała.

~*~
Kiedy sanitariusze dojechali na miejsce, szybko i sprawnie zajęli się poszkodowanymi. Zabrano ich do osobnych karetek i zawieziono do szpitala, cały czas kontrolując stany ich zdrowia.
Na szczęście Mercey i Justina, nic zagrażającego ich życiu się nie stało. Justin miał złamaną nogę i kilka zadrapań, natomiast Mercey mocno uderzyła się w głowę, przez co miała silne bóle głowy oraz kilka szwów na twarzy. Również co jakiś czas słabła i traciła chwilowo przytomność, jednak lekarze upewnili ją, że powinno się to już więcej nie powtórzyć.
Drzwi sali, w której opatrywano Mercey otworzyły się i wszedł do niej ojciec dziewczyny. Jak zwykle pan Wifey miał ponurą minę, widocznie wcale nie uśmiechało mu się przyjeżdżać po swoją córkę, niezbyt przejął się tym, co jej się stało.
-Czy mogę już zabrać ją do domu?- zerknął groźnie na Mercey, a potem skierował wzrok na pielęgniarkę.
-Oczywiście, musi pan tylko coś podpisać. Pańska córka dostała od nas leki, które będzie musiała codziennie zażywać. Możliwe jest, że przez pewien czas będzie miała problemy z pamięcią i nie możemy zagwarantować, że to co zapomniała, przypomni się jej.- podała mu pudełeczko z lekami i oświadczenia do podpisania.
Bez słowa zrobił to co musiał i skinięciem ręki przywołał swoją córkę, by ruszyła za nim. Zrobiła to co jej kazał. Kiedy znaleźli się na korytarzu, odwrócił się gwałtownie w stronę Mercey i wycelował w nią palec wskazujący.
-Jazda po pijanemu z jakąś wyidealizowaną gwiazdą i jeszcze wypadek?!- zacisnął mocno usta. -Zrób coś jeszcze, co zaszkodzi mojej karierze, a cię wydziedziczę. Zobacz co narobiłaś!- rzucił w nią gazetą, która ukazywała się codzienne wiadomości w Los Angeles.
Na pierwszej stronie zobaczyła swoje zdjęcie. Wszyscy zdążyli się już o wszystkim dowiedzieć. Spekulowali na temat tego ile promili alkoholu ona i Justin mięli we krwi, po co wyszli z imprezy. Niestety nie mogła niczemu zaprzeczyć bo...nic nie pamiętała.
Wczorajsza noc wydawała jej się filmem, który co jakiś czas przewijany był dalej i pewne części były ominięte. Najgorsze było to, że w filmie mogłaby się cofnąć i wszystko zobaczyć, w życiu tak nie było.
Wiedziała, że tak będzie. Ojciec dbał o swoją karierę bardziej niż o wszystko inne. Ubiegał się o stanowisko senatora w Kalifornii i likwidował wszystko, i wszystkich, którzy mogli mu przeszkodzić w zajęciu tego miejsca. Nawet własną córkę.
-Ja naprawdę nie wiem co tam się stało... Nie wiem jak znalazłam się w tym samochodzie.- powiedziała cicho, po czym tego pożałowała. Jej mama sama kiedyś miała wypadek, również częściowo straciła przez to pamięć, a jej ojciec nie chciał uwierzyć w nic co mu mówiła. Kiedy jej matka wciąż próbowała dojść do prawdy, ten posadził ją w psychiatryku. Krótko po tym Mercey dowiedziała się, że jej matka popełniła tam samobójstwo. Nie mogła znieść życia w niewiedzy i bezpodstawnego umieszczenia jej w zakładzie dla psychicznie chorych.
Oczywiście ojciec jak najszybciej wszystko zatuszował, nie przyznawał się, że była to jego żona. Kiedy wstępował do rządu Kalifornii, wszystkim powiedział, że matka Mercey zmarła z powodu nowotworu, z którym nie udało jej się wygrać. A przed tabloidami udawał kochanego ojca, który stara się jak najlepiej opiekować swoją córką. Jednak prawda była zupełnie inna.
Mercey musiała się od tego uchronić. Musiała dowiedzieć się wszystkiego nie dając po sobie poznać, że nic nie pamięta. Nie chciała, by ojciec wziął ją za wariatkę, on kompletnie nic nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć. A ona nie chciała powtórzyć historii swojej mamy.
Mercey cicho usiadła w czarnym BMW jej ojca, które prowadził wynajęty przez niego lokaj. Nawet nie miała ochoty się z nim przywitać, chodź lubiła Andy'ego. Był on łysawym szczupłym mężczyzną koło pięćdziesiątki, był bardzo miły i często pomagał Mercey. Uwielbiała go i kochała jakby był jej dziadkiem. Mieszkał u nich ze swoją żoną, która gotowała i zajmowała się domem Wifey'ów. Poświęcali jej więcej czasu niż ojciec, zawsze mogła na nich liczyć.
Piętnaście minut później, podjechali na podjazd ogromnej willi pana Wifey'a. Przed domem posadzonych było mnóstwo kwiatów, dwa razy w tygodniu pielęgnowanych przez ogrodnika. Podjazd wyłożony był granitową kostką, a dom ozdobnymi kamieniami. Z zewnątrz był piękny, w środku również było co pozazdrościć. Z tyłu domu był ogromny basen i ogród z różnymi rodzajami roślin. W oczku wodnym pływały złote rybki. Obok niego stała ławka, na której Mercey uwielbiała godzinami przesiadywać. Czytała tam książki, karmiła ryby i rozmyślała o swojej karierze.
Jej ojcu było na rękę to, że jego córka stanie się kimś ważnym w show biznesie, pozna wielu wpływowych ludzi i będzie rozpoznawalna. To dawało mu wiele korzyści, bo przez to jego nazwisko stawało się jeszcze bardziej znane. Młodzi ludzie uwielbiający Mercey mogli przekonywać swoich rodziców, by głosowali na jej ojca. Do tego pan Wifey chciał ją wykorzystać i już na samym początku jej to oświadczył.
-Chcesz tu zostać i porozmyślać? Potrzebujesz rozmowy?- spytał Andy, wyciągając ją z zamyśleń. Zauważyła, że jej ojciec już dawno opuścił samochód i teraz stał przy oknie w swoim biurze, z ożywieniem rozmawiając z kimś przez telefon.
-Nie, dziękuję. -uśmiechnęła się do niego ciepło i otworzyła drzwi. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i ruszyła w stronę drzwi frontowych.

Od razu weszła na górę, zgarniając przy tym swoje leki na ból głowy, które jej ojciec zostawił na szafce w przedpokoju. Połknęła dwie tabletki i rzuciła się na wielkie łóżko stojące przy wejściu do garderoby, w jej pokoju. Wtuliła twarz w miękkie poduszki, pachnące jej ulubionym kwiatowym zapachem i zasnęła, nie przejmując się nawet wzięciem prysznica, zmianą ubrań, a nawet zdjęciem butów.

* * *
Pierwszy rozdział mojego opowiadania. Jak wam się podoba? 
Proszę o szczere opinie w komentarzach : )
Zapisujcie się do listy informowanych w menu po prawej stronie! 

Twitter: @swaggabiebah
Ask: @swagja

24 komentarze:

  1. ej to jest fajne, czekam na dalszą część. + Jaram się, że wszystko tak idealnie i dokładnie opisujesz a ja tak lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej jakie tajemnicze, czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie jest super ! Bardzo mi się podoba pomysł na opowiadanie !! Jestem bardzo ciekawa kolejnych rozdziałów !! < 33

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ! Masz pomysł na nie i dużo się dzieje .
    Czekam na nn .;)

    +PS. Możesz polecić moje opowiadanie , byłabym wdzięczna .;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Justin is my love19 sierpnia 2013 17:24

    TO OPOWIADANIE POPROSTU RZĄDZI !!! Bardzo dziękuję za pisanie < 3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahhzhsjshsjsushsjsjshsjsjsjsnsjd boskie! Czekam na nn x @sylwuniek

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, bardzo dobry pierwszy rozdział. Czekam na następne :))

    OdpowiedzUsuń
  8. ooooooooooooo super<3 a mogłabyś dać bohaterów?:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy i dobrze napisany. :) czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No jak na pierwszy rozdział to trochę się zadziało ;>
    Ciekawe, ciekawe. Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo imponujące.. Jestem ciekawa co bedzie dalej. Narazie zapowiada sie świetnie ! Gratuluję !;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest dobrze, podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo mi się podoba...

    OdpowiedzUsuń
  15. super, bardzo ciekawe i świetnie sie czyta czekam z niecierpliwością na następny roździał

    OdpowiedzUsuń
  16. super naprawdę :) czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciekawie sie zaczyna . Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  18. świenty rozdział, czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  19. ROZDZIAL JEST SUPER ! MASZ TALENT DO PISANIA! CZEKAMY NA NASTEPNY ! <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Tylko miejmy nadzieke ze laska nie trafi do psychiatryka bo ja nie lubie tych opowiadan o psychiatrychu. Pis Yol :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Wow *-* Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) Zapraszam: http://jbswag4ever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. <3 Boski <3
    Zapraszam do mnie ;D
    http://love-me-anxiously.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię ~ swaggabiebah